Słońce znów wydobywa kolory ubrań, a wiatr delikatnie układa włosy. Cieplejsza połowa roku zachęca do ponownego odkrywania własnego stylu. Przyjemnie jest czuć się sobą, bo to jak dotrzeć domu po długiej podróży. Własny styl wyrabia się pracowicie, niczym ciasto drożdżowe. Każdej wiosny powraca pytanie, co chcemy reprezentować? Zupełnie jak na początku osobistej przygody z modą. Tyle, że teraz już wiesz w czym wyglądasz najlepiej. Wystarczy dodać odrobinę świeżości. I już! Mamy to czego szukaliśmy. Tak naturalnie i gładko. Można ruszać w miasto, w świat, a zwyczajne rzeczy jak spodnie, bluza czy kurtka dają tyle radości. Urastają do rangi filmowego kostiumu, w którym czujemy się jak bohater z ekranu.
Szczeniacki zachwyt
Najpierw ubierają nas rodzice. Masz szczęście, jeśli mają dobry gust, bo nieświadomie uczysz się co z czym zestawiać i co pasuje do twojego typu urody. W końcu, kiedy masz kilkanaście lat, zaczynasz samodzielnie odkrywać własny styl. Najpierw próbujesz naśladować to, co noszą inni. Cieszy cię umiejętne naśladowanie konwencji. Z czasem dostrzegasz, że nosisz standardowy zestaw kojarzony z grupą, do której aspirujesz i zaczyna cię to irytować. Próbujesz więc wykreować coś na własną rękę. Wracasz do korzeni. Zaczynasz myśleć o kolorach i konkretnych odcieniach. Zauważasz różnorodność tkanin i to jakie są w dotyku. Doceniasz detale. Widzisz, jak rzeczy się zużywają i nabierają patyny. Ile po drodze było nietrafionych zakupów, ale też rzeczy, które zdarły się za szybko, a były ponadczasowe.
Na własną rękę
Zaczynasz odkrywać ciekawsze marki, tworzone przez ludzi z pasji do streetwearu. Szukasz niezależnych projektów. Może nawet zadajesz sobie pytanie – czy jest możliwe, by nie mieszkając w mieście, czy kraju kojarzonym z epicentrum światowej mody, znaleźć i wymyślić cokolwiek wyjątkowego? Czy stać cię na odkrycie czegoś niebędącego odbiciem pomysłów z trend-book’ów, czy kopią zagranicznych marek alternatywnych? W końcu może nawet zadajesz sobie pytanie – czy cały hype na streetwear nie jest przesadzony? Te wszystkie dropy i handel ciuchami niczym akcjami na giełdzie. Brakuje tylko maklerów. Przecież streetwear to w końcu odzież użytkowa, powstała na bazie ubrań roboczych. Zresztą moda w ogóle jest użytkowa. Nawet ta najambitniejsza jest odpowiedzią na życiowe sytuacje. Z drugiej strony, jeśli odpowiednio zgrasz wszystkie elementy, to jeansy, bluza i czapka z daszkiem mogą być schludne i wyraziste jednocześnie. Już nikt poważny nie lekceważy mody ulicznej. Zresztą moda wysoka też szuka inspiracji na ulicy. Sama Coco Chanel czerpała swoje pomysły z ubrań robotników portowych, nie były obciążone przesadą. Trochę jak arystokratyczna rodzina, która boi się mezaliansu, ale w skrytości wie, że może ją uratować tylko domieszka chamskiej krwi.
Chodźmy gdzieś razem!
Każde rozważanie i przekombinowanie prowadzi w końcu do jakiegoś absurdu. Kiedy ma się już wszystkiego dość, warto zarzucić sprawdzony zestaw, który za małolata pozwolił nam się poczuć po raz pierwszy jak niezależna osoba. Bluza czy koszulka, pozwalająca pozytywnie się wyróżnić, ogłosić całemu światu, że nam zależy, żeby nie być byle kim, ale że też szanujemy prawo innych do tego samego. I już nie myśleć za długo nad tym, tylko pójść eksplorować bliskie i dalekie rejony swojej okolicy. Być wśród ludzi i doświadczać z nimi letniej beztroski, chociażby wykrojonej z krótkich momentów między codziennymi sprawami w miejscach i czasie, które znamy tylko my i zaufana grupa znajomych. Czy to nie fantastyczne, że z takich momentów oprócz wspólnie spędzonych chwil, zwykle pamiętamy też jak byliśmy ubrani?
Celebrowanie zwykłych rzeczy
Najlepsze kadry wydarzają się wtedy, kiedy wszyscy na moment się zapomnimy. Dzień zdjęciowy, to kawał roboty więc jesteśmy zmęczeni i głodni. Wchodzimy do wrocławskiego baru bistro pod szyldem Gluten Appetit przy ul. Szczytnickiej. Miejsce z jedzeniem pierwsza klasa – świeżo i z sercem podane pierogi i pyzy, idealnie wpisują się w nasz nastrój celebrowania zwykłych rzeczy. Kiedy to co uważane za pospolite robione jest z wdziękiem i polotem dzieją się niesamowite rzeczy. A jeszcze do tego pozwalają nam fotografować, we wnętrzu, które jest przykładem świetnego designu osiągniętego umiejętnym zestawieniem zwykłych elementów. Kwiaty, zieleń i zero lansu, tak że można się poczuć mile widzianym. Wszystko na zupełnym luzie i na poziomie jednocześnie – dziękujemy!
- Pomysł i zdjęcia: Mateusz Szeliga
- Stylizacje: Angelika Fedorczuk
- Modelka: Aleksandra Adamska, Magdalena Mucha, Angelika Fedorczuk
- Produkcja: Eleganckie Media, Exclusivemag.pl
- Współpraca: Odzież – Prosto Klasyk Wiosna/Lato18
- Dodatki: Brylove
- Miejsce: Gluten Appetit, Przestrzeń miejska